reklama

Herbert G. Wells: Wyspa doktora Moreau. Recenzja

Był czas, iż tytuł - Wyspa doktora Moreau, mógł przywodzić na myśl film z 1996 roku; fakt faktem stoi wszak za nim coś znacznie więcej niż nieudany, hollywoodzki obraz - świetna powieść: poniższy z niej cytat jest tylko tego oznaką: „Dopóki widoczne lub słyszalne objawy bólu stanowią dla człowieka udrękę, dopóki motorem jego działania jest chęć uniknięcia bólu, dopóki jego koncepcja grzechu wynika ze stosunku do bólu - dopóty, mówię panu, jest on tylko zwierzęciem uświadamiającym sobie nieco jaśniej to samo, co odczuwa zwierzę”.
REKLAMA
Spoilery.

Pisząc Wyspę doktor Moreau Herbert G. Wells  był w fazie swoje twórczości, gdzie każda z kolejnych powieści współtworzyła jego wielką serię fantastyczno-naukową (Wehikuł czasu, Niewidzialny człowiek, Wojna światów, Kiedy śpiący budzi się, Pierwsi ludzie na księżycu). Mimo atoli, że jej popularność wśród rzesz czytelniczych urealniła się od razu, a więc pod koniec 19 stulecia, współczesna angielskiemu pisarzowi krytyka nie zawsze potrafiła odczytać rzeczywiste intencje owych książek; autorowi zarzucano choćby, iż zbyt bogato szafuje niesamowitością i grozą. W istocie rzeczy horrorowy sztafaż dziełek twórcy Pokarmu bogów był asumptem do ukazania konsekwencji oraz reperkusji moralnych naukowo-technicznego postępu i procesów wymykających się spod kontroli człowieka. Dziś, ad exemplum, Wyspa... jest toteż niewymownie na czasie, pozostając jedną z zasadniczych pozycji pisarstwa Wellsa oraz sciene fiction w ogóle.

Fabuła powieści orbituje wokół postaci Edwarda Prendicka, anglika z naukowym przygotowaniem, który w skutek paru niecodziennych i nieprzyjemnych dlań zdarzeń trafia na tytułową wyspę; gdyż zaś na niej rozgrywają się jeszcze bardziej niewiarygodne sceny - okazuje się, że jej mieszkaniec i guru, niejasny doktor Moreau dokonuje eksperymentów na zwierzętach, przekształcając je drogą wiwisekcyjnych zabiegów w ludzi - wpada z deszczu pod rynnę.

W napisanej w roku 1896 powieści są co najmniej dwa fundamentalne elementy, które poświadczają o dużej literackiej sprawności jej autora. Pierwszy objawia się w tym, jak twórca Wojny w przestworzu wykorzystuje symbolikę, drugi - jak ukazuje grozę. W wypadku dalszego z powyższych komponentów, który swoje ujście ma tuż po pojawieniu się Prendicka na wyspie, i jaki to trwa z niewielkimi przerwami, aż po kres jego pobytu na niej, kluczowa jest aura tajemniczości oraz ponadprzeciętności: boć to, co dzieje się na enklawie Moreau jest właśnie takie, nie dziwi paniczny strach protagonisty. Jest on zaś największy, gdy Edward mylnie myśli, iż tytułowa postać przeprowadza gruntowne, operacyjne penetracje ciał ludzi, podówczas to rusza w głąb dżungli, a towarzyszący mu amok, wprowadza atmosferę choroby tropikalnej; klimaksem jego malarycznej „podróży” staje się zaś spotkanie z odmawiaczami prawa, wtedy to, albowiem okazuje się, że aby podtrzymać i wzmocnić cechy człowiecze u swoich stworów, Moreau nie poprzestał na chirurgii - oddziałuje na niej również innymi środkami. Rozwiązanie doktora jest tymczasem iście boskie, tworząc dokładnie wypracowany system nakazów i zakazów - kodeks obowiązków i praw, przyjmujący formę katechetycznych formuł, przekonuje podopiecznych do rytualnego ich odmawiania: zwierzo-ludzie chóralnie więc skandują:

„Nie będziesz chodził na Czworakach - tak każę Prawo. Czyż  nie jesteśmy Ludźmi?
„Nie będziesz chłeptał Wody - tak każę Prawo. Czyż nie jesteśmy Ludźmi?”
„Nie będziesz pożerał Zwierza ani Ryby - tak każę Prawo. Czyż nie jesteśmy Ludźmi?”
„Nie będziesz obdzierał kory z Drzew - tak każę Prawo. Czyż  nie jesteśmy Ludźmi?”
„Nie będziesz polował na innych Ludzi - tak każę Prawo. Czyż nie jesteśmy Ludźmi?”

Już w kwestii narzucenia swym tworom działań i toku myślenia Moreau jawi się zatem jako postać symboliczna - ucieleśnienie stwórcy...

Takowych substytutów rzeczywistości jest w powieści Wellsa więcej. W swej kluczowej formie urzeczywistniają się w tym, jak autor odrysowuje charakterystyczne cechy ludzi-zwierząt w zależności od ich pochodzenia. Jest zatem wierny pies, krwiożerczy i niebezpieczny lampart, bałamutny lis czy próżna małpa: oczywiście wytwory osobliwych działań doktora są więc wariacją ludzkich charakterów, gdy tedy Prendick uznaje, iż kreacje Moreau nie różnią się swym zachowaniem od tych człowieczych, stawia ciekawą tezę. Zwłaszcza zaś ciekawą biorąc pod uwagę czas napisania dictum, kiedy to hipotezy Charlesa Darwina wciąż były kontrowersyjne. Welles zdaje się  mówić w swojej książce: owszem ewolucja ma sens, jest prawdą, pochodzimy od zwierząt, ale proces konwersji wymaga czasu - jest długoterminowy. Sztuczne natomiast działanie nie może skończyć się przychylnie (dlatego symbolizm łączy się z horrorem). Doktor Moreau dostrzega ten fakt, ale i tak igra z naturą, bawi się w boga. Bogiem wszakże nie jest, więc przyroda go pokonuje - jej, Najwyższy jest niepotrzebny.

Wyspa doktor Moreau to powieść krótka i precyzyjna, którą można przeczytać jednym tchem. Wydaje się, aliści, że niektóre jej wątki mogłyby być bardziej rozwinięte. Zwłaszcza samotny pobyt Prendicka jako nowego herszta wyspy, tuż po śmierci Moreau, to ciekawy, acz nierozwinięty prospekt. Choćby jednak dla zdań, jak to: „Zwierze potrafi by zawzięte i przebiegłe, ale na to, by kłamać w oczy, trzeba być stuprocentowym człowiekiem”, w dziełko Wellsa warto wniknąć.

Autor: Sebastian Michalak, Twoje-Miasto.pl
PRZECZYTAJ JESZCZE
pogoda Krosno Odrzańskie
2.2°C
wschód słońca: 07:56
zachód słońca: 15:49
reklama

Kalendarz Wydarzeń / Koncertów / Imprez w Krośnie Odrzańskim